Przyroda za progiem - Anna Komorowska

Kiedy jeden z nauczycieli narzekał, że wokół przedszkola nie ma żadnego ciekawego miejsca, do którego mógłby zabrać dzieci – Maria Montessori, założycielka placówki, sama postanowiła to sprawdzić. Wyszła z dziećmi na spacer. Po drodze znalazły kilkanaście różnych gatunków roślin, obserwowały owady i większe zwierzęta. Dzieci szalenie wciągnęła ta zabawa, stała się dla nich zachętą do zadawania wielu pytań i prowadzenia dalszych badań. To wszystko zadziało się na maleńkim skrawku trawnika, znajdującym się tuż przy przedszkolu. Jaka z tego lekcja dla nas? Po pierwsze – ogród przyszkolny powinien być miejscem, w którym realizuje się pierwsze „wycieczki” przyrodnicze. A po drugie – nie liczy się wielkość, ale chęci.

Ogród jest przedłużeniem domu. Ogród i dom powinny się uzupełniać, zarówno pod względem funkcjonalnym, jak i kompozycyjnym. Podczas projektowania myślimy o tym, którędy będziemy wchodzić, jaki widok będzie roztaczał się z okien, jak zaprezentuje się nasz dom, gdy po raz pierwszy zobaczą go goście. Część funkcji, takich jak odpoczynek czy jedzenie posiłków lubimy przenosić do ogrodu, gdy tylko pozwala na to pogoda.

Prawidłowo zaprojektowana szkoła powinna kierować się tymi samymi zasadami. Ogród przyszkolny jest przedłużeniem budynku szkoły. Reprezentacyjne wejście powinno więc zapraszać do środka i sygnalizować, czym dana placówka wyróżnia się na tle innych. Część terenu jest oczywiście przeznaczona do pełnienia funkcji czysto użytkowych, tam funkcjonuje parking czy śmietnik. Pozostała przestrzeń to miejsce, gdzie dzieci nie tylko wypoczywają, ale też uczą się. Boiska, bieżnie, a także część placu zabaw to nic innego jak zewnętrzna sala gimnastyczna. Dlaczego pozostałe przedmioty szkolne mają być poszkodowane? Jeśli tylko miejsce na to pozwala, można stworzyć w ogrodzie „zieloną klasę”, gdzie lekcje będą odbywać się w trakcie ładnej pogody. W ogrodzie warzywnym dzieci mogą obserwować kolejne etapy uprawy roślin, ale też dowiedzieć się, ile wysiłku kosztuje produkcja zdrowej żywności. To również doskonała okazja do nauki pracy zespołowej i odpowiedzialności. Domki dla owadów, budki i karmniki dla ptaków czy mini stacje meteorologiczne to przykłady żywej lekcji przyrody, która może zostać poprzedzona pracami ręcznymi. Łąka kwietna, ogród skalny lub oczko wodne są nie tylko zbiorowiskami roślin i zwierząt, które można obserwować godzinami, ale też elementem kompozycyjnym ogrodu, przy którym może zostać zaaranżowane ciekawe miejsce do wypoczynku.

To tylko kilka najprostszych przykładów wykorzystania ogrodu przyszkolnego. Bez problemu znajdziemy ich więcej w Internecie lub w publikacjach. Jednak zanim rzucimy się do przeszukiwania sieci lub zamawiania materiałów, warto zatrzymać się na chwilę i dać sobie czas na planowanie. Przede wszystkim musimy dokładnie przemyśleć, jakie funkcje powinien pełnić ogród szkolny, które z nich połączyć, a które rozdzielić. Ogród warzywny czy zielona klasa powinny być oddzielone od boiska, z którego może niespodziewanie przylecieć piłka, ale stoliki z ławkami mogą służyć naprzemiennie jako miejsce do nauki, działań plastycznych czy do zjedzenia drugiego śniadania. Jeśli jakiejś przestrzeni używamy codziennie, powinna znajdować się jak najbliższej szkoły. Warto zastanowić się nad sposobem komunikacji – czy uczniowie będą wychodzić głównym czy tylnym wyjściem, a może bezpośrednio z sal? Jednym z podstawowych błędów popełnianych w ogrodach prywatnych, szkolnych oraz na placach zabaw jest przeładowanie. Każda przestrzeń okaże się zbyt mała, by zmieścić wszystkie nasze upodobania i kaprysy. Projektowanie to sztuka rezygnacji, ale też mądrego łączenia różnych funkcji. Im mniejszy teren, tym więcej elementów wielofunkcyjnych.

Poza funkcjonalnością należy pomyśleć też o względach estetycznych. Czy wszystkie elementy zgromadzone w przestrzeni mają wspólny styl, dobrze razem wyglądają, czy zachowane są prawidłowe proporcje między nimi? Niecierpliwi zapytają, co oznacza w praktyce sugestia, by wszystkie elementy zachowały jeden styl? Przecież plac zabaw i ogród dydaktyczny to dwie zupełnie różne bajki! Niekoniecznie. Przeciwnie – plac zabaw, ogród i budynek szkoły powinny stanowić całość. Jeśli jest to nowoczesny obiekt – rustykalne grządki otoczone wiklinowym płotkiem nie sprawdzą się najlepiej. Ale nie znaczy to, że musimy z nich rezygnować. Z drugiej strony – jeśli uznamy, że edukacja przyrodnicza jest dla nas priorytetem, to dlaczego plac zabaw nie miałby stać się jej elementem? Możemy wówczas stworzyć tak zwany naturalny plac zabaw, który wykorzystuje elementy przyrodnicze – tor przeszkód z konarów i głazów, ścieżka bosych stóp wypełniona szyszkami, kamykami i liśćmi, szałasy z suchej lub rosnącej wikliny, labirynty z żywopłotów, pagórki do wspinania się i turlania ze zjeżdżalnią, a do tego naturalna nawierzchnia – piasek, kora lub żwir.

W tym miejscu zazwyczaj pada pytanie o bezpieczeństwo. Te „straszne normy bezpieczeństwa” stają się doskonałą wymówką dla tych, którym po prostu się nie chce. Naturalne place zabaw są bezpieczne! Co więcej – mogą dostać certyfikat dopuszczenia do użytkowania, wystawiony przez kwalifikowaną firmę certyfikującą. Ale po kolei. Po pierwsze – normy dotyczą placów zabaw, a nie elementów ogrodowych. Po drugie – każdy element placu zabaw, zarówno naturalny, jak i kupiony z katalogu, może być zgodny z normą lub nie. To zależy od tego, w jaki sposób jest wykonany, jaką ma wysokość, gdzie jest zlokalizowany i na jakiej nawierzchni. Żaden z zapisów normy nie zabrania ustawiania na placu zabaw głazów, ale muszą spełniać pewne warunki. Po trzecie – normy nie powstały po to, żeby utrudnić życie. Jeśli się je dobrze pozna, okazuje się, że są bardzo sensowne i ich stosowanie naprawdę zmniejsza ryzyko niebezpiecznego wypadku. Zmniejsza, a nie likwiduje zupełnie. Bo po czwarte – normy są po to, aby uchronić dzieci przed śmiercią lub kalectwem, a nie przed zadrapaniem czy złamaniem ręki. Place zabaw, o czym informuje norma, powinny być tak bezpieczne, jak to konieczne, a nie tak bezpieczne, jak to tylko możliwe. Warto w kontekście bezpieczeństwa dodać jeszcze dwa słowa o nawierzchni. Pod określonymi urządzeniami należy zastosować odpowiednią nawierzchnię, tak aby złagodzić ewentualny upadek. Przyjęło się mówić, że „bezpieczna nawierzchnia” to nawierzchnia syntetyczna. Tymczasem norma bardzo wyraźnie mówi, że w większości przypadków żwir czy kora w taki sam sposób amortyzują upadek jak guma. Jeśli ktoś wmawia wam, że bez zastosowania kosztownych syntetyków plac zabaw będzie niebezpieczny, a szkoła nie otrzyma certyfikatu dopuszczenia do użytkowania – warto zapytać, z którym producentem wiąże go umowa… Jeśli już uda się wam przekonać dyrekcję, pozostałych nauczycieli i rodziców, że ogród przyszkolny to bardzo ważny element edukacji przyrodniczej, a naturalny plac zabaw jest w pełni bezpieczny, pozostaje walka z jeszcze jedną przeszkodą. Rodzice często protestują, twierdząc że kora czy żwir pod zabawkami… brudzą ubrania. No cóż, pozostaje chyba tylko poszukać dotacji na zakup kombinezonów i kaloszy dla całej szkoły.

* W publikacji przygotowanej przez pracownię k. Przyrodnicze azyle w miejskich przedszkolach znajdziecie więcej porad dotyczących projektowania, które można zastosować również w szkołach. Publikacja dostępna jest bezpłatnie na stronie: Pracowni k


Anna Komorowska – jest mamą, partnerką, architektką krajobrazu, pedagożką i publicystką. Wspólnie z Michałem Rokitą prowadzi pracownię k. projektującą place zabaw – ogrody szkolne i przedszkolne, przestrzenie edukacyjne, tzw. naturalne place zabaw, a także sale zabaw i instalacje tymczasowe. Drugą ich specjalizacją jest edukacja architektoniczna dzieci, młodzieży i dorosłych, którą wykorzystują włączając przyszłych użytkowników placów zabaw do projektowania. Od 2009 r. na stałe współpracuje z „Zielenią Miejską”, gdzie pisze o... placach zabaw. Właśnie pracuje nad 89. projektem. Przed emeryturą planuje zrobić 700.

Powyższy artykuł pochodzi publikacji "W dziką stronę. Rozmowy o edukacji w przyrodzie", Łódź 2016.